Ostatni dzwonek dla brzoskwiń
Któż z nas nie lubi słodkich, soczystych, no i dostępnych przez cały rok, brzoskwiń. Importowane i krajowe, kandyzowane i świeże, ileż to trudu trzeba włożyć, aby otrzymać wysoki plon zdrowych owoców. Jedną z dróg do takiego sukcesu jest na pewno wiedza o czyhających wrogach. Czyli dokładne poznanie ich cykli życiowych wraz ze sprecyzowaniem ich najsłabszego punktu (czyt. okresu największej wrażliwości na środki hamujące ich rozwój). Ponieważ to z kolei jest konieczne do prawidłowego zastosowania "chemii". Niezbędnej, lecz ujemnie wpływającej na całe nasze środowisko.
Wróćmy teraz na brzoskwiniowe "podwórko", gdzie za jednego z groźniejszych wrogów z pewnością trzeba uznać Taphrina deformans, gatunek grzyba powodujący tak zwaną kędzierzawość liści brzoskwini. Dzięki dokładnemu poznaniu biologii tego mikroorganizmu wiemy, że najlepszą porą roku na ochronę brzoskwiń jest wczesna wiosna. W tym czasie następuje bowiem pękanie pąków, na co „czekają” tylko zarodniki grzyba, dokonując infekcji żywych tkanek rośliny. Jeżeli jednak zniszczymy te zarodniki przed rozwojem liści, to do infekcji nie dojdzie. I odwrotnie — jeśli zapomnimy o zabiegu grzybobójczym albo wykonamy go za późno, to roślina zachoruje. A wtedy to już żadne opryski chemiczne nie mają sensu. Dlaczego? Bo tu akurat mamy do czynienia z dość nietypowym cyklem życiowym.
Otóż, w przypadku większości grzybów fitopatogenicznych zarodniki powstające na porażonej roślinie dokonują dalszych infekcji jeszcze w tym samym roku. A to wiąże się z koniecznością kilkukrotnego zastosowania chemicznych środków grzybobójczych, w celu uniknięcia epidemii (epifitozy). Z kolei zarodniki T. deformans nabywają zdolności infekcyjne dopiero po przezimowaniu, w związku z czym choroba nie rozprzestrzenia się w tym samym roku, w którym je wykryjemy. Jeśli więc zauważymy już symptomy choroby, to z wykonaniem pierwszych grzybobójczych zabiegów powinniśmy poczekać aż do jesieni. A powtórkę musimy zaplanować sobie na wczesną wiosnę, na okres tuż przed pękaniem pąków. Ot, i cała tajemnica rozszyfrowana przez fitopatologów.
Zarodniki Taphrina deformans (Fot. E.Sucharzewska)
A może roślina sama potrafi sobie poradzić z chorobą? W pewnym stopniu tak, gdyż przedwczesne opadanie zdeformowanych liści stymuluje "wybijanie" nowych i zdrowych, dzięki którym w owocach (o ile są zawiązki) nie zabraknie węglowodanów. Proces ten jednak bardzo osłabia i tak już chore drzewa. W efekcie kończy się to wszystko zwiększeniem wrażliwości na mróz, jak również łatwiejszym zapadaniem na infekcje wywoływane przez inne pasożyty (np. Nectria galligena - rak kory drzew owocowych).
Tak więc jeśli nie zadbamy prawidłowo o drzewka brzoskwiniowe, to może po nich zostać tylko wspomnienie. Spieszcie się, działkowcy, za oknami wczesna wiosna…
Ewa Sucharzewska
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna